Sex, blood &
Rock’n’Roll
Indigo
Opis:
Co
dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas?
W
imię tej zasady, jedna noc, która połączyła dwójkę zupełnie obcych sobie ludzi,
powinna zostać jedynie wspomnieniem. Jednak jak się okazuje, są wyjątki od reguły
i nie zawsze wszystko zostaje w Vegas.
Jedna
noc.
Jeden
zakład.
Jeden
taniec, który zmienił wszystko.
Indigo
i Caleb na pierwszy rzut oka nie pasują do siebie… na drugi rzut oka, nie pasują
do siebie. I obojętnie ile byłoby tych rzutów… Caleb i Indigo nie pasują do siebie.
Co
stanie się, gdy szalona, spontaniczna i żyjąca na krawędzi dziewczyna, spotka na
swej drodze statecznego, poukładanego i mającego określony cel w życiu mężczyznę?
Ona,
jeździ na motorze jak kamikadze i nie stroni od barowych bijatyk, wciąż w drodze,
z dnia na dzień, nie potrafi zatrzymać się w miejscu. On, czas spędza z nosem w
książkach, kocha spokój i stałość.
Czy
Indigo sprawi, że Caleb wyjdzie z cienia i pozwoli sobie na odrobinę szaleństwa?
I czy jemu uda się doprowadzić do tego, że Indi po raz pierwszy zapragnie zatrzymać
się w miejscu?
A
jaki w tej historii udział będzie miał Michael Jackson, m&m’sy i aligatory?
_____________________________________________________________________________
Rozdział
1 ‒ Noc
Las Vegas, Nevada
17 lipca 2012
r.
Klub Orgazmo, godzina 22.15
Rozglądała się po lokalu w milczeniu. Uważnie
przyglądała się zebranym mężczyznom i szczerze mówiąc, nie mogła się
zdecydować. Do chwili, aż jej wzrok nie padł na siedzącego przy samym podium,
postawnego bruneta. Robiąc krok w przód, szybkim spojrzeniem otaksowała
mężczyznę, a na jej twarzy pojawił się lisi uśmieszek.
‒ Ten ‒ zawyrokowała do stojących obok niej
dziewczyn.
‒ Dlaczego ten? ‒ zapytała pyzata blondynka,
lecz nie otrzymała odpowiedzi.
Nie zawracając sobie głowy pytającą, podeszła
do baru i
skinęła na barmana. Mężczyzna podszedł natychmiast.
skinęła na barmana. Mężczyzna podszedł natychmiast.
‒ Wódka. Da razy ‒ powiedziała. Już po chwili
stały przed nią dwa podłużne kieliszki. Wzięła jeden do ręki, a drugi podsunęła
mu pod nos.
‒ Nie mogę, jestem w pracy…
‒ Moje zdrowie? ‒ zapytała, a facet westchnął,
wpatrując się w jej kocie oczy, niczym urzeczony. ‒ Przed chwilą się założyłam,
skarbie. Jeżeli ze mną nie wypijesz, na pewno przegram zakład, więc?
‒ Jak masz na imię? ‒ zapytał, biorąc do ręki
kieliszek.
‒ Marisa ‒ rzekła krótko.
‒ Czy ona nie mówiła przypadkiem, że ma na
imię Veronica? ‒ Usłyszała szept stojącej za nią dziewczyny i przechyliła
kieliszek, opróżniając go do dna.
‒ Który z nich ma tu coś do powiedzenia,
skarbie? ‒ zapytała, skinąwszy w stronę trzech ubranych na czarno ochroniarzy.
‒ Aldo. ‒ Usłyszała i powiodła wzrokiem za
dłonią barmana, który wskazał jej najwyższego faceta.
‒ Ok. W takim razie trzymaj kciuki,
przystojniaku. ‒ Puściła mu oczko. ‒ Rachunek zapłacą te cizie ‒ dodała na
odchodnym i powolnym krokiem ruszyła w stronę stojących kilka metrów dalej
ochroniarzy.
Prawdę mówiąc, nie była nawet pewna, czy ma
na to ochotę, dzisiejszy dzień był jakiś taki pusty, przygnębiający. Gdy wyszła
z hotelu, nie wiedziała co ze sobą zrobić. Najzwyczajniej w świecie po prostu
jej się nudziło. I kiedy ujrzała te trzy wymalowane lolitki, stwierdziła, że
może sobie jakoś ożywić ten niestrawny wieczór.
‒ Zrobię to za trzy stówy. ‒ Przerwała spór,
jaki toczyły między sobą, próbując obciążyć zakładem jedna drugą. ‒ Ale jest
jeden warunek ‒ dodała.
‒ Jaki? ‒ wypowiedziały jednocześnie,
wpatrując się w nieznajomą z niepokojem, ale i z podziwem.
‒ Sama wybiorę sobie faceta ‒ oświadczyła i
ujrzała na twarzach ożywienie.
‒ Jesteś dziwką? ‒ wyrwała się jedna z nich i
od razu zrobiła się czerwona na twarzy. ‒ Prze…
‒ Słońce, gdybym była dziwką, wzięłabym od
każdej z was co najmniej po tysiaku ‒ stwierdziła lakonicznie. ‒ Macie trzy
minuty na podjęcie decyzji.
‒ Ok. Za trzy stówy wchodzisz tam, wybierasz
jakiegoś faceta, idziesz na podium i tańczysz dla niego. ‒ Decyzję podjęła
wysoka, szczupła brunetka.
‒ Stoi. Coś jeszcze? ‒ zapytała, sprawiając,
że wybałuszyły oczy.
‒ Ale masz to zrobić tak, żeby nie odrywał od
ciebie oczu. Inaczej nie będzie się liczyło. ‒ Usłyszała i prychnęła.
‒ Zrobię to tak, że również i ty nie będziesz
mogła oderwać ode mnie oczu ‒ szepnęła jej do ucha i wyminąwszy, weszła do
baru.
Orgazmo nie był zbyt wyszukanym klubem, o
czym te pindy nie miały pojęcia. Gdyby chodziło o Cheetahs, albo OG, czy nawet
o Crazy Horse, miałaby może jakieś trudności. Jednak Orgazmo nie było dla niej
absolutnie żadnym wyzwaniem.
Teraz szła w stronę Aldo, który patrzył na
nią rozochoconym wzrokiem, taksując jej sylwetkę od góry do dołu.
‒ Kicia chce zatańczyć ‒ wyszeptała zmysłowo,
wydymając kapryśnie usta i już po chwili wchodziła po schodkach na podium.
Poczuła na przegubie czyjąś dłoń i przystanęła w miejscu. ‒ Jeżeli zabierzesz
ją teraz grzecznie, to nie będziesz miał problemów ‒ stwierdziła spokojnym,
lecz stanowczym głosem, skinąwszy na jego rękę.
‒ Muszę wiedzieć jak masz na imię. ‒
Usłyszała i poczuła jak rozluźnia uścisk. ‒ Chcę cię zapowiedzieć ‒ wyjaśnił.
‒ Amanda ‒ powiedziała i odwróciwszy się
odeszła pochłaniana przez zmysłowe rytmy muzyki. Tak, tego właśnie było jej trzeba.
* * *
Przez pierwsze dwie godziny starał się udawać,
że dobrze się bawi. Docenił fakt, że zorganizowali dla niego ten wypad i nawet
próbował sobie wmówić, że jest nim podekscytowany. Jednak w przekonywaniu
samego siebie był beznadziejny. Wymalowane, przepełnione silikonem, młode dziewczyny,
wyginały przed nim swe elastyczne ciała w najbardziej nieprawdopodobnych pozach,
a on mógł myśleć jedynie o dziewiętnastowiecznej księdze, którą zostawił w
hotelowym pokoju. Napisany po łacinie tekst był dość czytelny, a sam starożytny
przedmiot w doskonałym stanie, co trochę nie dawało mu spokoju. Czy na pewno
była autentyczna? Może miał do czynienia z falsyfikatem? Westchnął ciężko.
Jedyne, czego teraz chciał, to wrócić do pokoju
i dotknąć naznaczonych czasem, pergaminowych
stron.
W którymś momencie zarejestrował, że
pokrzykiwania towarzyszących mu mężczyzn przycichły i zerknąwszy w ich stronę,
ujrzał jak gapią się na podium z otwartymi szeroko ustami. Pokręcił
zniesmaczony głową i zniechęcony głośno westchnął. Spojrzał w stronę, w którą
się gapili i zamarł.
Była niska i miała wręcz idealną figurę. Nie
była ubrana jak wszystkie te striptizerki. Miała na sobie jedynie czerwoną
sukienkę, długą do połowy ud i dość luźną, co było raczej dziwne. Wyraźny zarys
brodawek wskazywał na to, że nie miała na sobie stanika, co ku jego przerażeniu
sprawiło, że przebiegły mu po karku dreszcze i gdzieś tam w czeluści zakołatała
się myśl, że być może wygląda teraz jak jego znajomi. Starał się otrząsnąć, ale
nie mógł wprost oderwać od niej oczu, szczególnie, że bardzo szybko odkrył, iż
dziewczyna ignorując wszystkich zebranych, skupiła się jedynie na nim.
Jej taniec nie był wyzywający, nie miał w
sobie niczego prowokującego. Wręcz przeciwnie, była w tym jakaś subtelność,
opleciona ogromem zmysłowości. Dziewczyna w niczym nie przypominała lubieżnych
striptizerek, które jeszcze przed momentem wyginały się w obrzydliwych pozach. Nieznajoma
kusicielka była zjawiskowa. Ogniście rude włosy opadały jej do połowy pleców, a
oczy… nigdy wcześniej nie widział niczego bardziej przedziwnego. Jej oczy były
czarne. Wstrzymując oddech wpatrywał się w jej twarz, którą do niego zbliżyła i
nie mógł się poruszyć. I wtedy zrobiła coś, co zmroziło mu krew w żyłach. Jakimś
niebywale zwinnym ruchem zdjęła koronkowe majtki, poruszając się przy tym tak
subtelnie, że w pierwszej chwili nawet nie zauważył, co się stało. Rzuciła w
niego strzępkiem materiału, a on modlił się w duchu, aby nie ujrzała jego
wzwodu.
Gdyby wierzył w zjawiska nadprzyrodzone,
uznałby, że ma do czynienia z mitycznym sukubem. Istotą nierealną. A
najdziwniejsze było to, że nagle wszystko wokół znikło. Księga o starożytnych
artefaktach? Jaka księga? Artefakty? A czym właściwie są artefakty? Zmysłowa
kusicielka tańczyła przed nim, a on mógł myśleć jedynie o tym, że w dłoni
ściska właśnie figi, które odsłoniły jej kobiecość. Czuł dreszcze na samą myśl
o tym. Jakże piorunujący efekt uczynił ten rudzielec. Nie musiała się nawet
rozbierać, żeby przykuć wzrok każdego, zebranego w lokalu gościa. Wystarczyło
zdjąć z siebie jedynie strzępek bielizny. Dręczyła go,
błądząc po swym ciele dłonią i niby przypadkiem podwijając materiał, który
jednak nie odsłonił ani na sekundę tej części ciała, o jakiej fantazjował teraz
każdy, wpatrujący się w nią mężczyzna.
Gdy skończyła tańczyć, podeszła do niego, nie
spuszczając z niego wzroku, a on nie wiedział jak ma się zachować.
‒ Masz coś mojego ‒ wyszeptała, sprawiając,
że poderwał się z krzesła jak oparzony i wyciągnął w jej stronę dłoń z czarną
bielizną.
‒ Upuściłaś ‒ bąknął i ubliżył sobie w
myślach. Spostrzegł na jej twarzy uśmiech i pomyślał, że jest jakaś inna. Nie
pasuje do tego miejsca.
‒ W nagrodę, że je dla mnie przechowałeś,
należy ci się bonus. ‒ Usłyszał i zanim zdążył zareagować, złapała go za rękę i pociągnęła w stronę wąskiego
korytarza.
Za sobą słyszał pokrzykiwania kolegów, ale
nie zawracał sobie tym głowy. Szedł za nią, jak
dziecko za rodzicem. Pod wpływem emocji uścisnął jej dłoń i poczuł jak
nieznacznie zwalnia kroku, przez chwilę miał wrażenie, że go odepchnie, jednak
nie zrobiła tego. Poczuł jak splata ich dłonie i było w tym coś erotycznego.
‒ Nie powinienem tam iść ‒ wymamrotał. ‒
Muszę to przerwać, dopóki jeszcze nie zaszło zbyt daleko.
Zerknął z góry na rudowłosą i jęknął. Jak
miał to, do jasnej cholery, przerwać? Przecież
to było niemożliwe. Takiej dziewczyny nie można tak po prostu odtrącić. Ale to przecież dziwka. To po prostu jej
praca. ‒ Tłumaczył sobie w myślach.
‒ To chyba tu ‒ bąknęła, rozglądając się na
wszystkie strony.
Wyglądało to tak, jakby nie wiedziała, gdzie są. Może była nowa i jeszcze nie znała
dokładnie budynku. Po chwili zamajaczył VIP Room, a on ciężko westchnął.
Grafitowe ściany z punktowym oświetleniem,
rzucającym zaledwie cienie przytłumionego światła i stojąca na środku
pomieszczenia, obita czerwonym pluszem kanapa. Nastrojowa, zmysłowa muzyka, sącząca się leniwie z głośników.
Pociągnęła go za sobą i idąc tyłem,
wpatrywała się w niego hipnotycznym wzrokiem, a on miał wrażenie, że przewierca
go na wylot. Drobniutka, wydawała się być wszędzie. Sięgała mu ledwie do
ramienia, a miała przecież na sobie buty na obcasie. Taka delikatna i śliczna,
jak porcelanowa laleczka. Co taka dziewczyna robiła w tym pieprzonym burdelu?
‒ Nie wiem czy to dobry pomysł ‒ powiedział, a
ona pchnęła go na kanapę, po czym usiadła na nim okrakiem, sprawiając, że przymknął
z jękiem oczy, nadal ściskając w dłoni jej majtki.
‒ Więc zaproponuj lepszy ‒ wyszeptała
zmysłowo do jego ucha. Miał wrażenie, że poczuł koniuszek jej języka i zacisnął
szczękę. ‒ Tam, w lokalu, wyglądałeś jakbyś się nudził.
‒ Skąd… ‒ Popatrzył na nią zdezorientowany.
Rozejrzała się wokoło.
‒ Masz papierosy? ‒ zapytała i widząc jego
skołowaną minę, kontynuowała: ‒ Bez obawy, nie jestem dziwką i nie pracuję tu.
Moje majtki, które tak wytrwale ściskasz w dłoni, są jedynie skutkiem zakładu.
Wstała i podeszła do stolika, który stał
kilka kroków dalej. Nalała whisky do dwóch szklanek i podała mu jedną.
‒ Kim ty właściwie jesteś?
‒ Możemy się zabawić, albo pogadać ‒
zaproponowała, a on poczuł jakiś chaos. ‒ Kurwa, mam ochotę zapalić ‒
wymruczała niezadowolona i usiadła obok.
‒ Jak masz na imię? ‒ Usłyszała i ponownie na
niego spojrzała. Poczuła wątpliwości.
Już w pierwszej chwili, gdy go ujrzała,
wiedziała, że jedynie on będzie stanowił jakiekolwiek wyzwanie. Taniec dla
jakiegoś, pierdolonego bałwana, którego łapy nagminnie lądowałyby na jej
cyckach, niezbyt ją zachęcał. Jedynie ten facet wyglądał jakby znalazł się tu
przez przypadek. Nie miała ochoty na podtatusiałego prosiaka, a nie widziała
nikogo, kto czymkolwiek by ją zaintrygował. Do chwili, aż nie zerknęła na
niego. Te przymrużone, ponure oczy, przepełnione jakimś drapieżnym mrokiem.
Jakby był z czegoś niezadowolony, jakby chciał być w innym miejscu. To było
przedziwne, ale nawet tańcząc dla niego i widząc pragnienie w jego oczach,
nadal miała wrażenie, że ta posępność wciąż w nim jest. Miał w oczach nutę
melancholii. Był zupełnie inny od reszty otaczających ich mężczyzn. Ten facet
stanowił prawdziwe wyzwanie. Nawet dla niej samej.
Był cholernie przystojny. To musiała
przyznać. W pierwszym momencie tego nie zauważyła. Może to ta postawa
oderwanego od rzeczywistości faceta czyniła go jeszcze bardziej ponętnym? Mocno
zarysowany kształt szczęki sprawiał, że biła od niego jakaś siła. Kilkudniowy
zarost i nieziemsko wykrojone, pełne usta. Spoglądał na nią swymi
nieprawdopodobnie błękitnymi oczyma, a ona zastanawiała się, co powinna teraz zrobić?
Przelecieć go, czy nie zawracać sobie tym głowy?
‒ Michelle ‒ powiedziała i ujrzała na jego
twarzy lekki uśmiech.
‒ Jestem Caleb. ‒ Poczuła dreszcze, słysząc
głęboki, lekko ochrypły ton głosu bruneta. Zapragnęła go pocałować. ‒ Co ty tu
właściwie robisz? ‒ zapytał, zanim zdążyła spełnić swe pragnienie. ‒ Pomijając
oczywiście ten szalony zakład.
‒ Właściwie to jestem tu jednie przejazdem ‒
stwierdziła. Były to chyba najodpowiedniejsze słowa. Widziała, że chce zadać
kolejne pytanie. ‒ Oblałam wszystkie egzaminy na uczelni i postanowiłam to
uczcić ‒ stwierdziła, a on parsknął śmiechem.
‒ Co studiujesz? ‒ zapytał.
‒ Medycynę ‒ powiedziała i ujrzała na jego
twarzy zainteresowanie. ‒ Studiowałam ‒ uzupełniła. ‒ Robiłam to jedynie dla babci.
Ma jakąś chorą obsesję na punkcie wnuczki lekarki, a ja nienawidzę tego
kierunku.
‒ Więc co zamierzasz teraz robić? ‒ zapytał
zaintrygowany.
‒ Szczerze mówiąc, to sama nie wiem. Powoli
kończy mi się gotówka, więc pewnie gdzieś się zatrudnię albo pojadę do brata,
ma warsztat samochodowy ‒ stwierdziła, a on głośno się roześmiał na myśl o tej
ślicznotce umorusanej smarem, z kluczem francuskim w dłoni.
‒ A ty? ‒ Usłyszał.
‒ Co ja?
‒ Co tu robisz? ‒ zapytała, a on zmarszczył
czoło. W zasadzie było to pytanie, na które nie chciał udzielić jej informacji.
‒ Gdzie mieszkasz?
‒ Na razie jestem przejazdem, tak jak ty. Ale
za kilka dni wyprowadzam się do rodzinnej posiadłości, którą zobaczę po raz
pierwszy na oczy ‒ stwierdził i ujrzał w jej oczach nutkę ciekawości. ‒ W Baton
Rouge, w Luizjanie ‒ wyjaśnił.
‒ A czym się zajmujesz? ‒ To było dziwne, ale
ciekawiło ją to, a przecież zazwyczaj miała wszystko w dupie.
‒ Studiowałem historię sztuki na Sorbonie, a
później przez rok wykładałem tam literaturę. Teraz nie mam pojęcia, na czym
stoję.
‒ Na Sorbonie? To nie mieszkasz w Stanach?
‒ Jestem Irlandczykiem. Urodziłem się i wychowałem
w Europie. ‒ Robiło się coraz ciekawiej. Oparła się o poręcz kanapy i podkuliła
nogi. Domyślił się, że było jej niewygodnie i położył sobie jej stopy na
kolanach. Widział jak zamarła i zacisnęła dłonie na materiale sukienki. Powoli,
leniwie i enigmatycznie zaczął odpinać pasek u jej sandałka, by po chwili zdejmować
jej go z nogi. To samo zrobił z drugim i miał jakaś cholerną satysfakcję z tego,
jak wielkie zrobiło to na niej wrażenie. Zaczął
delikatnie masować stopy dziewczyny i uśmiechnął się, widząc na jej twarzy błogą
ulgę. ‒ A ty skąd pochodzisz, Michelle? ‒ zapytał.
‒ Niewielkie miasteczko w Arkansas, ale od
jakiegoś czasu ciągle się przemieszczam. Nie zatrzymałam się nigdzie na dłużej
‒ stwierdziła i westchnęła. ‒ Miałam dziś zadzwonić do Deana i uprzedzić go, że
wrócę, ale to był jakiś taki zakręcony dzień i w sumie to sama nie wiem, czy
chcę tam wrócić. Od zawsze dusiłam się w tym miejscu.
‒ Kim jest Dean?
‒ To mój brat ‒ powiedziała, wzruszając
ramionami. Przez chwilę milczał, przyglądając
się jej.
‒ Więc nie wracaj tam ‒ powiedział, a ona
wbiła w niego uważne spojrzenie.
‒ „Dziś” nie wiem, co będę robiła „jutro”. ‒
Usłyszał i zmarszczył czoło. ‒ To moja dewiza ‒ wyjaśniła.
Wpatrywał się w nią z uwagą i czuł, że
powinien odejść, że ta dziewczyna oznacza jedynie kłopoty, jednak te jej tajemnicze
oczy, które, gdy przyjrzał im się z bliska, okazały się intensywnie niebieskie,
wręcz granatowe, rude włosy, zmysłowy głos i naturalność…
‒ Nadal masz ochotę zapalić? ‒ zapytał, zanim
zdążył pomyśleć.
‒ Szaloną ‒ wyznała.
‒ To wspaniale, ponieważ ja mam ochotę czegoś
się napić. Znasz jakiś dobry lokal? ‒ zapytał i ujrzał, jak na jej twarzy
pojawia się uśmiech.
‒ Nawet kilka, ale najpierw chcę coś od
ciebie dostać ‒ wyszeptała i podnosząc się, przysunęła do niego bliżej. Poczuł dreszcze.
‒ Co takiego? ‒ zapytał z rezerwą, próbując
ukryć emocje w głosie.
‒ Moje majtki ‒ wyszeptała mu do ucha, a on
jęknął.
‒ A miałem nadzieję, że o nich zapomnisz ‒
stwierdził, unosząc brew.
‒ Czarne koronki? ‒ Zmarszczyła czoło. ‒
Widziałabym cię raczej w kremowej satynie ‒ dodała zadziornie, sprawiając, że
oboje parsknęli śmiechem.
Po wyjściu skierowali się w stronę The Strip,
głównej arterii miasta i już po chwili wchodzili do baru. Pierwszego z wielu, jakie
odwiedzili tej nocy.
______________________________________________________________________________________________________
*Do wykonania okładki i całej oprawy
graficznej użyłam materiałów do których nie posiadam praw autorskich. Grafika
została wykonana na potrzeby promocyjne, nie używam jej w celach komercyjnych,
nie uzyskuję żadnych korzyści materialnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz